Wczoraj o godzinie 21 miałam dla Was gotowy wpis. Gigantyczny, wypasiony, rekordowy wpis. Kiedy sobie pogwizdując zadowolona z siebie szukałam fajnej foty, która oddałaby sobą to co chce Wam przekazać, wpis mój znikł…Totalnie znikł. Disappeared. WAS GONE. Szukam w historii, szukam w szkicach, szukam pod biurkiem, na biurku, przeszukuje całą przeglądarke. Nie ma. Nie robiąc z siebie świętej, z ust mych mogło wyjść tylko jedno zdanie. Z racji tego, że wpisy me mogą czytać nieletni, kto Ciekawy, jakie to słowa padły, odwołuje was do Dnia Świra, kiedy Adaś Miauczyński wychodząc z mieszkania, przypomina sobie, że nie pocałował Jezuska w stopy ;).
Ale, ku mojej ucieszę i ogromnej zmianie jaka zaszła we mnie w ciągu ostatnich paru lat, sprawe przyjełam po wylaniu z siebie potoku 4 słów, całkiem spokojnie. Wstałam odeszłam od biurka i myślę sobie. Pal licho, to znaczy, że ten wpis musi jeszcze dojrzeć. I dzisiaj pedałując sobie z pracy, z okazji dnia 1 października, trochę przeanalizowałam swój zamknięty miesiac. Bilans dość ciekawy, choroby dzieci, wyjazd męża w delegacje, ogarnięcie wszystkiego samej w tym czasie. Dodatkowo moja choroba i plus zatrzaśnięcie drzwi wyjściowych w najbardziej deszczowy dzień września i wiele innych sytacji na ktore wplywu zadnego miec nie moglam.
I robiąc ten rachunek miesięczny, doszłam do ciekawych wniosków. Jeżeli dzieją się w naszym życiu rzeczy na które nie mamy wpływu, to najlepszą rzeczą jaką możemy w danej chwili zrobić, to przyjąć sytuację taką jaka jest.
No, bo zobaczcie. Co daje mi wkurzenie się, że straciłam wpis i nie mogę go odzyskać. Owszem spędziłam nad nim ponad 2 godziny i stanowił dla mnie ważną treść, ale czy marnując energię na wściekanie się, coś zyskam?
Czy zyskam coś, jeżeli w moim życiu jest cięższy moment, jestem wykończona fizycznie, bo nie śpię oraz mentalnie, bo mam dodatkowo wiele na głowię i nie mogę odpocząć, a ja będę się wściekać , marudzić i użalać się nad swym smutnym losem?
Moja odpowiedź brzmi nie. Od dłuższego czasu przyjmuje życie takim jakie jest. Ludzi jacy są, bo przecież nie mam na ich zachowania wpływu. Pewnie , że chiałabym aby Marysia dzwoniła częściej, czy też Zosia wpadła w końcu z obiecaną wizytą, ale co by mi dało rozpamiętywanie tego choćby przez chwilę? Nie znam powodu dla którego tak się dzieje, nie muszę wszystkiego wiedzieć, ważne aby mieć do tego dystans i cieszyć się dzisiaj tym co mam, a czego jeszcze nie zabrał mi los.
To jaki smak ma nasze życie, zależy od nas. Możemy codziennie wlewać w siebie sok z cytryny i krzywić się przy tym, aż nam zmarszczki mimiczne wyrzeźbią się głęboko w skórze. Możemy też wziąć te cytryne, wycisnąć z niej, ile tylko się da i dodać odrobinę miodu. Gwarantuje wam, że wtedy życie smakuje zupełnie inaczej.
Większość dzisiejszej ludzkości cierpi na choroby na tle nerwowym. Kiedy człowieka trawią codzienie ciemne myśli to zaczyna odbijać się to na zdrowiu psychicznym i fizycznym. Kiedy analizujemy dzień w dzień dany problem, skupiając się tylko na nim, nidy go nie rozwiążemy, a co gorsza podupadniemy na zdrowiu. Nabierając dystansu do naszych problemów, podchodząc do nich ze spokojem, możemy szybciej dostrzec rozwiązanie, a i też obiektywnie i realnie ocenić skalę danej sytuacji.
Kiedy wyolbrzymiasz daną sytuację, bądź odczuwasz lęk, jak będzie wyglądać twoja przyszłość, zadaj sobie jedno pytanie: Co najgorszego może się stać, jeżeli zrealizuje się najczarniejszy scenariusz z mojej głowy? A kiedy już odpowiesz sobie na to pytanie, przyjmij te sytuacje jako możliwość i zaakceptuj. Tak, zaakceptuj. Nie chodzi w życiu , aby afirmować się każdego dnia: będzie dobrze , będzie dobrze, nic złego mi się nie stanie. Owszem pozytywne podejście jest ważne, ale realistyczne podejście jest jeszcze ważniejsze. Oswój potwora, który siedzi w tobie. Przyjaciół trzeba trzymać blisko, ale wrogów jeszcze bliżej, aby kiedy wyjdą z klatki, nie zaskoczyły Cię.
Będąc gotowym na to co przyniesie Ci los i przyjmując to jako część życia, stajemy się mocniejsi. Narzekanie i użalanie się nad sobą nas osłabia. Zabiera nam energię do życia. Czasem ludzie mnie pytają skąd ja biorę energię i moc na to, aby iść przez życie z uśmiechem. Powiem wam jedno, nie zawsze się uśmiecham, ale na pewno Wiem , że ta moc do dystans do losu, przeszłości i przyszłości, dystans do siebie i elastyczność. Robimy plany, jednak bierzemy poprawkę przy planowaniu na to, że coś może nie wypalić. To nic, nie szkodzi i tak z mojej cytryny zrobię lemoniadę 🙂 a miodek zawsze gdzieś mam zachomikowany 😉
Trzymajcie się ciepło, bo idzie Pani Jesień, a wraz z nią jej koleżanka BUUUUKAAAA 😉