Pamiętam moment, kiedy ja i mój mąż zdecydowali się wyjechać za granicę i spróbować mieszkać w innym kraju. Zrobiliśmy listę za i przeciw. Strona “za” wyglądała niesamowicie zachęcająco , a przeciw była bardzo krótka. Głównie byliśmy zaniepokojeni obcym językiem i mieszkaniem z dala od naszej rodziny, ale nikt z nas nawet nie myślał o emocjach, które ta zmiana mogłaby przynieść…

Miałam już moje doświadczenie w roli au pair w Wielkiej Brytanii. Myślałam, że stałam się odporna na fale tęsknoty za domem i nic nie może mnie zaskoczyć.
Mąż zaczął prace 3 miesiące wcześniej, na wszelki wypadek nie dołączyliśmy do niego od razu z synem. Trwało to wieczność. Codziennie sama w domu 24h/dobe, z małym siedmiomiesięcznym dzieckiem. W tym czasie mieszkaliśmy w Krakowie. Większość moich przyjaciół i rodziny była zajęta swoim życiem i pracą. Na szczęście Polska jest tym krajem, gdzie kiedy idziesz na plac zabaw, spotykasz wiele innych matek z dzięcmi. Duch macierzyństwa jest dzielony w grupie innych kobiet 🙂 .
W końcu nadszedł wielki dzień. Wylądowalismy na lotnisku w Amsterdamie. Wszystko wyglądało eksytująco. Yeaahh… nadchodzi wielka przygoda. Nasz plan pobytu tutaj przez następne 5 lat wydawał się być spełnieniem marzeń. Patrz na tych wszystkich ludzi na rowerach, spójrz na te piękną przyrode. Wszędzie kaczki, owce i identyczne małe domki wiejskie na idealnym zielonym tle…
Po kilku dniach zaczęło się normalne życie. Mój mąż poszedł do pracy i pozostałam w domu z naszymi 10 miesięcznym synem. I w tym momencie nadeszła ciemniejsza strona życia za granicą z małym dzieckiem.
Największym wyzwaniem, z którym musiałam się zmierzyć w Hilversum było: od poniedziałku do piątku, miasto wygląda po Armagedonie. W liczącym 100 tys mieszkańców miasteczku,nie ma było żywej duszy na ulicach. Za wyjątkiem kilku starszych ludzi z psami na spacerze.
Tego się nie spodziewałam. Moje wyobrażenie o tym mieście, zupełnie nie odbiegało od realiów. Myślałam , że po prostu wyjdę na spacer z moim synem i spotkam inne matki na placu zabaw. A tu niespodzianka. Zatem jak mam poznać innych ludzi, skoro wszyscy są w pracy? Samotność, która pojawiła się w moim życiu, jest nie do opisania. Zabiłabym za jednego dobrego przyjaciela przy mnie w tym czasie.
W miedzyczasie szukałam pracy. Z całym moim optymizmem i bogatym doświadczeniem wiedziałam, że prędzej czy później znajdę pracę. Rynek był dobry, we wrześniu wiele firm szukało ludzi, więc dlaczego miałabym miec jakikolwiek problem? Stworzyłam piękne CV i każdego dnia odpowiadałam na oferty pracy. Telefon zaczął dzwonić. Wszyscy zapraszali mnie na rozmowę, procesy rekrutacyjne szły pełną parą. Jednak kiedy kilka razy, kiedy przyszło do porozumienia w sprawie warunków kontraktu, powiedziano mi: musisz zacząć na najniższej pozycji , ponieważ twoje doświadczenie nie liczy się w tym kraju. Co? Jak to się nie liczy? Zasadniczo przez całe 10 lat w Polsce robiłam dokłądnie to samo, co było wymagane na tej pozycji. Nie uwierzyłam im. Zajęło mi dobrą chwilę, aby znaleźć pracę pasującą do mojego doświadczenia.
Ostatnim wyzwaniem była różnica kulturowa.Wychowałam się w kraju, w którym nie mówisz do ludzi, co myślisz. Jeśli nie masz nic dobrego do powiedzenia komuś, lepiej nie mów nic. To było moje motto.
W mojej pierwszej pracy, mogłam doświadczyć po raz pierwszy, jak to jest usłyszec cudze myśli na głos. Cóż, w sposobie, w jaki holenderzy tłumaczą swój obcesowy styl wypowiedzi to: “bezpośredność” i “otwartość” ich kultury. Jednakże, jeśli dorastasz w miejscu, gdzie ludzie są naturalnie dyplomatyczni w codziennej rozmowie, może to być zbyt dużo jak na jeden raz.
Zajęło mi trochę czasu, aby przezwyciężyć te wyzwania. Miałam szczęście spotkać, wielu otwartych i pomocnych ludzi w ciągu ostatnich 5 lat. Coaching pomógł mi otworzyć wiele drzwi w mojej duszy i relacji. Mogę wreszcie powiedzieć, że jestem spełniona jako Expat, rodzic, kobieta i żona.